Po powrocie na Śląsk w marcu 1945 roku Wincenty Spaltenstein jako doświadczony urzędnik i administrator otrzymał propozycję od ówczesnego wojewody gen. Ziętka, uczestniczenia w pracach organizowania samorządu na Opolszczyźnie. W następstwie 16 marca 1945 r. został wyznaczony do pełnienia funkcji prezydenta Gliwic. Pojawił się jednak pewien problem, związany z nazwiskiem przyszłego prezydenta.
Nowa władza Polski Ludowej, na każdym kroku silnie akcentowała „powrót Śląska do macierzy” i koniec rządów „obcej” władzy na tym terenie. Generał Aleksander Zawadzki, wojewoda śląsko-dąbrowski mówił, że: „Wszyscy mają wiedzieć, że Polska obejmuje w posiadanie Śląsk Opolski po wiekach rozłąki”. Ze względów politycznych niemieckie nazwisko nowego prezydenta miasta, dopiero co wyswobodzonego z rąk okupanta nie mogło przejść niezauważone. Wysoce prawdopodobne, że zachodziła obawa, że w czasie usilnych działań na rzecz zacierania śladów niemieckiej władzy na Górnym Śląsku, nazwisko to mogło zostać błędnie odebrane w niektórych kręgach jako prowokacja. Co ciekawe ta sprawa i związany z nią problem ujawnił się dopiero w momencie, gdy miało dojść do oficjalnej nominacji Wincentego Spaltensteina. Opisał to, jako naoczny świadek Paweł Dubiel, Śląski działacz i po wojenny prezydent Zabrza, który swoją nominację odbierał wraz z Spaltensteinem. Relacjonuje on: „Wraz ze mną zjawił się w jego (gen. Aleksandra Zawadzkiego) gabinecie przyszły prezydent miasta Gliwic – Wincenty Spaltenstein, z zawodu sędzia i przedwojenny bardzo ceniony prezydent miasta Chorzowa, którego obóz sanacyjny przedwcześnie posłał na emeryturę.”, „Wręczając mu dekret nominacyjny, wojewoda Zawadzki zawahał się i powiedział:
-
Prezydencie – z takim niemieckim nazwiskiem nie możecie teraz iść do Gliwic.
Spaltenstein jako stary prawnik i administrator odparł:
-
Ale tak brzmi, niestety, moje nazwisko, a jego zmiana na drodze administracyjnej potrwa dość długo.
Na to Aleksander Zawadzki oświadczył z uśmiechem:
-
Toteż załatwimy to na krótkiej drodze, zaraz tu, na miejscu. Ot – będziecie się nazywali…Szpaltowski.
I nie czekając na dalsze wywody prawnicze zainteresowanego, zawołał sekretarkę, polecając jej natychmiast przepisać dokument na nazwisko „Szpaltowski”. Z takim to spolszczonym ad hoc nazwiskiem Wincenty Spaltenstein pełnił funkcję pierwszego prezydenta miasta w Gliwicach.”
Dokument nominacyjny został spisany w języku rosyjskim i jedynie pieczątka była polska.
Wincenty Spaltenstein nigdy nie podjął starań o zmianę swojego nazwiska. Nie uczynił tego żaden z członków jego najbliższej rodziny. Jednak to pod nazwiskiem Szpaltowski oficjalnie pełnił funkcję prezydenta Gliwic. Nazwisko to pojawiało się w ówcześnie wychodzącej prasie. To tym nazwiskiem Wincenty Spaltenstein podpisywał urzędowe dokumenty i było ono obecne na obwieszczeniach wydawanych przez zarząd miejski. Sytuacja ta bywała dość groteskowa. W rodzinnym Archiwum zachował się dokument (sporządzony w języku polskim i rosyjskim) upoważniający Kazimierę Spaltenstein, żonę prezydenta Gliwic do podróży z Chorzowa, gdzie mieszkała do miasta Gliwic. Dokument podpisał własnoręcznie prezydent Gliwic – Szpaltowski.
W książce napisanej przez Andrzeja Ziemilskiego pt. „Dobry Niemiec: opowiadania prawdziwe”, autor wspomina czas kształtowania się gliwickiej administracji w 1945 roku. W swojej książce opisuje swoją podróż do Gliwic: „Pojechaliśmy tam ciężarówką, czterech nieznających się młodych ludzi (jeden później wylądował w UB) oraz trzech przyszłych prezydentów. Był wśród nas pan Szpaltowski, przedwojenny działacz chadecki, prezes Zarządu Towarzystwa Czytelni Ludowych w Poznaniu. Pochodził z rodziny niemieckiej, ale nazwisko (Spaltenstein) zmienił jeszcze przed wojną.”
Informacja podana przez A.Zimilskiego jest oczywiście błędna (niecelowo, zapewne wynika z niewiedzy), jednak zdarza się, że była ona wykorzystywana w innych publikacja, w tym również prasowych, jak to miało miejsce w artykule, który ukazał się na łamach „Polityki” w 1988 roku. W odpowiedzi na ten artykuł Krystyna Spaltenstein (moja babcia) napisała list do redakcji, w którym wskazała nieprawdziwość podanych informacji i prosiła o ich sprostowanie, do czego niestety nie doszło.
W biogramie Wincetego Spaltensteina zamieszczonym w Chorzowskim Słowniku Biograficznym z 2011 roku obok nazwiska Spaltenstein wpisano w nawiasie również nazwisko Szpaltowski. Gdy skontaktowałem się z autorką biogramu, poszukując informacji na temat, który został poruszony w tekście, pierwsze co usłyszałem, gdy tylko się przedstawiłem to, że „na pewno chodzi Panu o „Szpaltowskiego”. Pana babcia Krystyna miała o mnie o to żal, ale jako historyk, musiałam umieścić obok siebie oba nazwiska”. Z historycznego punktu widzenia nie ma mowy o błędzie. Wincenty Spaltenstein używał nazwiska Szpaltowski i jest to niepodważalny fakt, tak samo, jak to, że nigdy nie zmienił nazwiska Spaltenstein na inne. Ja sam, poszukując informacji o moim pradziadku w zasobach katowickiego oddziału IPN, w kwestionariuszu wpisałem oba nazwiska, aby uniknąć pominięcia związanych z nim informacji i poszukiwanych dokumentów.
Jednak założenie zmiany nazwiska, bez uprzedniego zbadania spawy, jest wielce krzywdzące, nie tyle dla rodziny, dumnej z jego brzmienia i pochodzenia ile dla samego Wincentego Spaltensteina. Mimo wojny nie wyrzekł się swych korzeni, za co przyszło mu zapłacić 18-miesięczną niewolą w obozach koncentracyjnych i cierpieniem swoich najbliższych. Pomimo niemieckiego pochodzenia swego rodowego nazwiska nie zamierzał z niego rezygnować i pozostał wierny pamięci swoich przodków.